poniedziałek, 23 lutego 2015

O wrażliwości słów kilka..


W r a ż l i w o ś ć


..czy ludziom wrażliwym żyje się łatwiej?
..czy bycie wrażliwym to przywilej?
..czy wrażliwa osoba może więcej?

Tego typu pytania pojawiają się od jakiegoś czasu, ot tak sobie płyną...i za każdym razem odpowiedzi bywają różne... czy jest możliwe uzyskanie takiej jednej jedynej w związku z wrażliwością?
Hmm...


U W A G A   UWAGA
treści zawarte w tym poście należą do kontrowersyjnych
więc jeżeli jesteś dziś Czytelniku w słabej kondycji psychicznej
NIE CZYTAJ dalej mojego wpisu


Dzisiejszy dialog wewnętrzny zaistniał wobec sytuacji, której fizycznie nie byłam w stanie zmienić, co głęboko zadźgało, ścisnęło...ehhh....
..opiszę sytuację, będzie wiadomo o co mi chodzi i jak odbieram pewne bodźce...

Jechałam dziś samochodem i mijałam dwóch panów jadących traktorem, którzy mieli za sobą przypiętą przyczepę z...krówką... wiedziałam, gdzie ją wiozą, bo niedaleko jest takie miejsce, gdzie skupują zwierzęta na rzeź...
Wystarczyło spojrzenie a ja już czułam co za chwil parę się wydarzy...w okolicach brzucha poczułam silne emocje tego zwierzęcia, jak się boi, jak jest przerażone... jak również to, że ono już wie.. wie, po co jedzie...i tak mijając krówkę spojrzałam jej w oczy....a tam jedno wielkie..co ja piszę, ogromne przerażenie!! W sekundzie moje oczy wypełnione były łzami, ciało się roztrzęsło, chciało krzyczeć...ratować....uwolnić........
Wiedziałam, że nie jest możliwe takie działanie z mojej strony, że ono nic nie poprawi, że jedynie wywołało by drwiny, wysmianie...ale co tak na prawde mogą zrobić ludzie nieświadomi swoich czynów...? Czu potrafili by zrozumieć taką inną postawę, moją postawę..? A czy jestem w stanie ich zrozumieć..?
...i to było chyba najcięższą sprawą....
Rozumiem ich postępowanie, a tym samym żal że świadomość ludzka jest na tak niskim poziomie wywołuje bunt, wewnętrzny bunt wobec zdarzeń, których bywamy świadkami...

Cała sytuacja trwała może minutę, dwie....a ja miałam wrażenie, że mijają godziny...
Totalna niemoc...

Co najlepszego w tej sytuacji mogłam zrobić...?
To pytanie do teraz krąży jak sokół....
Posłałam dobrą myśl tej Istotce...chociaż było mi bardzo trudno widzieć jedno i słać drugie...



Wiem, że swoją decyzją o niespożywaniu zwierząt już dobrych kilka lat temu uratowałam nie jedną żywą, czującą i piękną istotę, ale nie daje mi spokoju myśl, że to za mało...
Takie rzeczy dzieją się codziennie - ubój, czyli mordowanie niewinnych stworzeń wydarza się w tej chwili na całym świecie...
Gdyby tak człowiek uświadomił sobie, że do szczęśliwego życia (i przede wszystkim zdrowego!!!) nie potrzeba innych pięknych stworzeń mordować, Ziemia od razu stała by się piękniejszym miejscem, spokojniejszym, o bardziej czystszej i zdrowszej energii. O zaletach wegetarianizmu (czy weganizmu) nie będę się teraz rozpisywać, każdy ma swoje zdanie i ja nie zamierzam tego zdania na siłę komuś wmuszać czy zmieniać, każdy ma swój czas i swoją drogę (..tamci panowie w traktorze również)
Sama doświadczam wegetarianizmu i widzę tylko same zalety, a jeśli ktoś chce się niezbyt pozytywnie na ten temat wypowiadać, polecam najpierw spróbować na własnym ciele, doświadczyć tych zmian, poczuć, zasmakować...bo mówiąc o czymś nie próbując tego samemu raczej nie ma sensu.

Jest wiele, naprawdę wieeele wspaniałych możliwości żywienia siebie i swoich bliskich bez podawania ciała martwych zwierząt....
..a czy małe dziecko, dajmy na to kilkuletnie, ma świadomość skąd się bierze kotlecik na jego talerzu?
Raczej nie...
..a gdyby wiedziało, to czy jego czyste sumienie, czysta dusza, włożyło by porcję żywej istoty do swojego ciałka?
Raczej nie...
Czy taki mały, niezapaprany "rozwojem" człowiek, czujący świat wszystkimi swoimi zmysłami, byłby w stanie sobie w ogóle wyobrazić barbarzyństwo popełniane na naszych braciach zwierzętach...? I po to by tylko zaspokoić głód..?
Raczej nie...

Ostatnio miałam możliwość spędzenia czasu z takim małym człowiekiem, który żywiony "tradycyjnie" przez swoich rodziców myśli, że kotlet to kotlet, a nie ciało zabitej krówki, świnki czy kurki. Robiliśmy razem kotlety z kapusty, soczewicy, ryżu i kaszy jaglanej, na zapach których dziecko powiedziało "o, będą sznycelki" zapewne mając na myśli te "tradycyjne".
Odpowiednia kombinacja przypraw i można mieć smak kotleta, bo to głównie przyprawy biorą na siebie odpowiedzialność za smak potrawy.

Ja to wiem, że można się żywić bez cierpienia innych stworzeń, że można nawet zdrowiej i smaczniej, a nie zjadać ogromny stres i cierpienie, jakie zawarte jest w każdym najmniejszym kawałeczku zwierzęcia idącego na śmierć, niejednokrotnie śmierć połączoną z ogromnym ładunkiem negatywnych odczuć... co czuje takie zwierzę podczas tego aktu (delikatnie rzecz ujmując) to będzie czuł człowiek po spożyciu jego ciała, bo w każdej komórce zapisuje się wszystko, co zwierzę czuje (nie wykluczając ludzi), zatem cały ten mord i powiązane z nim emocje przenosi się w organizm ludzki, który niczego nieświadomy przejmuje te cechy ..i potem się dziwi, skąd tyle różnych dolegliwości, tyle chorób, słabości.....?
O dodatkach do pasz tupu hormony, leki czy "witaminy" nawet nie będę wspominać... a prócz tego są przecież też inne, bardziej wysublimowane formy pasożytów w mięsie...

Czy stojąc w kolejce po zwierzęcią porcję kiełbasy ludzie mają świadomość co tak naprawdę wydarzyło się kilka godzin wcześniej...? Że to żywe stworzenia posiadające uczucia zostały przerobione na takie "smakołyki"?

A gdyby tak człowiek sam musiał zabić to, co zje... ilu ludzi otwarło by oczy ze zdumienia, że nie są w stanie tego wykonać!?!? Myślę że uzbierało by się ich na prawdę spooooro.

Wiem, że ten temat jest dość kontrowersyjny, bo wielu osobom burzy ich światopogląd zapodawany od dzieciństwa przez rodziców, system edukacji, społeczeństwo....i nie jest tak łatwo bez poszerzenia świadomości opuścić takie stanowisko.

..a żeby tak już dopiąć temat...
Według mnie ludzie kochający zwierzęta na prawdę, taką czystą bezwarunkową miłością, nie spożywaliby ich.
Wiem, że ten pogląd nie będzie się wielu osobom podobał....
...lecz gdy spojrzeć na całość z innej perspektywy, wystrzelić umysł (rozum kalkulujący:) gdzieś daleko i poczuć, ale tak prawdziwie poczuć, czy nie stoi w opozycji do siebie miłość do zwierząt i ich zjadanie..? Bo mnie się wydaje że stoi, i to bardzo, aczkolwiek to jest tylko i wyłącznie moje zdanie (choć pewnie znajdą się i tacy, co to zdanie podzielają:))



Takie są moje odczucia i Ty, drogi Czytelniku niekoniecznie musisz się z nimi zgadzać, aczkolwiek moim marzeniem było by, gdyby każdy (nie tylko ten, kto to przeczyta) na chwilkę przystanął i zastanowił się nad tym tematem.



Dziękuję, że dobrnęliście do końca:)
Pozdrawiam słonecznie:)

czwartek, 12 lutego 2015

...


...
dzisiaj pożegnałam pewną osobę... nie, nie umarła, żyje i ma się dobrze...
pożegnałam ją inaczej...
...
wiele lat temu
gdy oswajała się z mieszkaniem w naszym kraju
było dużo chwil w których wzajemnie się wspierałyśmy
widując się codziennie
a to na kawce, a to na herbatce...
tematów nie było końca...
...
potem pojawił się ktoś w jej życiu
zaczęła się zmieniać
powoli
poglądy na życie uległy magicznej transformacji
totalnie
..
jakbym miała porównać
to najpierw śpiewały ptaki
a potem zawarczały ciężkie maszyny budowlane
...
zadawałam sobie pytania
jak człowiek może się aż tak zmienić
to, czego wcześniej bronił zawzięcie
-mam na myśli pewne ideologie
jest teraz jak pył strzepywany z dywanu
nieistotne
nieważne
...
gdzie się podziała ta istota w tej osobie?
zniknęła?
da się tak?
...
dzisiaj odbyła się krótka rozmowa
podczas której czułam wewnętrznie
(i zewnętrznie również)
że nie istnieje już żadna płaszczyzna
na której mamy jakieś wspólne zdanie
...
smutno....
...
czy to już koniec?

...
czy może nastąpić taki czas
że powróci prawdziwa siła tej osoby
prawdziwe ja
?

..zdarzyło się niedawno
kilka dni wstecz
że moja nadzieja na nasz kontakt
zakwitła
..bo podlana przyjemnym zdarzeniem
spotkaniem radosnym
zdawało się otwartym
...
..a dziś
totalne uderzenie
ze zdwojoną siłą
...zaskakujące
ale i poniekąd spodziewane
jakby drzemało gdzieś w zakamarkach naszych dusz
...

nie chciałam zmieniać swojej postawy
swoich przekonań
poglądów
by tylko zadowolić
spełnić oczekiwania tej osoby
...
byłam sobą
byłam i nadal jestem
nie ugięłam się pod naporem emocji
które w sercu drżały jak struny gitary poruszone opuszkami palców
...
i to nie jest łatwe
wyrazić siebie tak otwarcie
zdając sobie sprawę, że to nie jest przyjemne dla tej drugiej osoby
...
nawet nie zostałam zrozumiana
jakby przeszła po mnie jakaś ciężka artyleria emocji
otrzymałam zarzuty tak irracjonalne
że aż nie do uwierzenie że ta osoba mogła je wypowiedzieć
...
już nie będę nawet próbować wracać do dawnych czasów
koniec
pożegnałam się
...

ale miłe wspomnienia pozostały
w należytym dla nich miejscu:)


wtorek, 10 lutego 2015

Czy jesteś sobą?:)


..czy jesteś sobą naprawdę?
..czy nie grasz kogoś, kim nie jesteś?

...takie pytania przyszły po przeczytaniu pewnego artykułu na jednym z blogów, opisującego jedną z osób (którą znam na co dzień) a o której czytając miałam wrażenie, że to ktoś zupełnie inny... to nie ten człowiek, którego często widuję, nie ten styl, nie ta uczuciowość (a powiedziałabym więcej - brak uczuciowości nawet..)

I zadałam sobie pytanie, jak to możliwe, że dwie osoby mogą postrzegać kogoś w zupełnie odmienny sposób? Nie widząc "prawdziwej" twarzy, tylko maskę..?
Czy ta maska jest tak dobrze dopasowana, że nie sposób dostrzec pod nią prawdziwej natury??
A może.. osoby które nie dostrzegają prawdziwości, mają tak samo - przyjmują postawy nieadekwatne do swojego wnętrza...?

Wiem, że każdy widzi daną osobę/rzecz/sytuację poprzez własne filtry, to oczywiste:) ..ale chodzi mi tutaj o prawdziwość, naturalność, szczerość.. co wydaje mi się, poprzez naturalny instynkt każdy człowiek jest w stanie odebrać (..no, może się rozpędziłam...bo może jednak nie każdy korzysta z tego daru..)

Artykuł wywołał we mnie najpierw śmiech, ale szybko śmiech przerodził się w smutek.. bo jak to?! ..że ten ktoś to niby tak...ale to nie jest tak.. to mija się z prawdą przecież...wiem to, bo to widzę...!


I pojawiły się pytania do siebie samej, czy aby ja nie robię podobnie? Czy aby nie przyjmuję przyjemniejszego wariantu przedstawiania siebie na zewnątrz..?
Ucieszyłam się, gdy ujrzałam w sobie siebie - tą osobę, która jest prawdziwa i której wartości nie zmieniają się na podstawie obserwatorów:) i mi ulżyło:) ..i radość we mnie się odezwała z gratulacjami, że dobrze czuję i robię:)



..ale co z zaistniałym artykułem o osobie, która jest mi znana..?
Mogę jedynie podziękować autorowi za jego popełnienie (z jego sposobem postrzegania) bo dzięki niemu mogłam zobaczyć inne "wersje" znajomej mi osoby;) ..i wiecie co? Gdy tak na to spojrzę w tym momencie i gdybym miała wybrać "lepszą wersję" człowieka o którym tutaj piszę, kto wie czy nie wybrałabym tej opisywanej w artykule...;)


A czy Wy spotkaliście się z podobną sytuacją?


poniedziałek, 2 lutego 2015

Proszek ..nie taki zwykły;)


O jakim proszku mowa?

O proszku do mycia zębów:) który na dodatek można sobie samemu zrobić!
I być z tego powodu zadowolonym:)
..a mając świadomość, że zawiera samo dobro
(czyli bez zbędnych dodatków, konserwantów, wspomagaczy smaku czy fluoru!)
śmiało możemy polecać by i inni mogli skorzystać:)

Oto przepis
(lecz proszę wybaczyć brak źródła, po prostu nie pamiętam gdzie go znalazłam...ale dobrze,
że się do mnie ładnie uśmiechnął:)) dzięki czemu zdążyłam go zapisać:)

Proszek - zastępca pasty do zębów:)
4 łyżki zielonej lub niebieskiej glinki (u mnie zielona)
1,5 łyżeczki drobno zmielonej soli morskiej (ja użyłam himalajskiej)
0,5 łyżeczki sproszkowanych (zmielonych drobniutko) goździków
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1,5 łyżeczki zmielonych liści mięty pieprzowej,
      liści mięty ogrodowej
      lub 5-10 kropli olejku z mięty pieprzowej
5 kropli pomarańczowego lub cytrynowego olejku
5 kropli olejku z drzewa herbacianego

..i mamy gotowy zamiennik tradycyjnej pasty do ząbków:)
Warto go przechowywać w jakimś szczelnym słoiczku, by olejki nie wyparowały ale i po to, by wilgoć się nam do środka nie dostała, wiadomo:)

Instrukcja obsługi:)
Na opłukaną szczoteczkę nasypujemy troszkę proszku (a co WAŻNE - wszystkie składniki mieszamy/nakładamy łyżeczką plastikową, drewnianą lub szklaną, nie używamy metalowych!!! (ani też w żadnym razie nie zanurzamy szczoteczki w proszku!!!)
i myjemy ząbki jak zwykle.

Efekt zdumiewający!!!

Owszem, zdawałam sobie sprawę, że istnieją takie domowej receptury "pasty", zdrowe pasty(!), ale przyznam się, że nie przypuszczałam, że są aż tak dobre!:)

Polecam wykonanie takiego specyfiku, będziecie zadowolone! (a jeśli zaglądnie tu jakiś Pan - również będzie zadowolony!:)

..i jeszcze jedno - Natura daje nam tak wiele, więc dlaczego by nie skorzystać z tego prezentu?:)


W pełni naturalne pozdrowienia dla Was:)